sobota, 17 listopada 2012
34. Za każdą chwilę z Tobą oddałbym to co najdroższe maleńka..
Weszliśmy z uśmiechami na taras, ciągle trzymając się za rękę. Nawet nie zauważyłam, że to robimy, to było takie naturalne. Dopiero jak nawalony Cichy Pit powiedział, że ładnie wyglądamy, zorientowaliśmy się o co chodzi i lekko od siebie odsunęliśmy zawstydzeni. Dobrze, że większość poszła do kuchni po zapasy chipsów i alkoholu
-No to pijemy- krzyknął Igła niosąc butelkę wódki.
-No to pijemy..- powiedział Zibi i usiadł na wolnym miejscu koło Kubiaka, a ja po skosie na ławce koło Kamili. Igła od razu stwierdził, że musi nam nalać 'karniaki' bo jesteśmy do tyłu. Wypiliśmy po 3 shoty na szybko, bo więcej w tak krótkim czasie mogłoby mnie zabić przecież :)
Impreza się rozkręcała, tym co byli wcześniej dużo do szczescia nie było potrzebne, gdyż swoje już każdy miał wlane. Mi przyjemnie szumiało w głowie, dlatego zgodziłam się na spacer z Kamą.
Odeszłyśmy kawałek i Kama zaczęła
-Ja wiem, że mam już coś wlane i w ogóle... ale pasujecie do siebie ze Zbyszkiem-
-Co ? Hahaha też Cie kocham Mała - cmoknęłam w powietrzu
-Jak mogłoby być mi źle z kimś takim, cały czas się dziwię, że mnie to spotkało w ogóle.. Jak bajka. No ale mów mi jak Ty się czujesz, w końcu w sobotę najważniejszy dzień życia..-
-Nawet nie mów, stres jest, ale dobrze że jesteście tu wszyscy, przynajmniej nie wariuję, jak co godzinę ktoś inny każe mi się uspokoić - zaśmiała się i powoli wracałyśmy na taras, gdzie zaczęłam grać jakaś muzyka. Z daleka podbiegł do nas Igła z Pitem i zaciągnęli do tańca. Wszyscy już ledwo trzymali się na nogach, ja już też powoli zaczynałam odlatywać, bo podczas tańca Kurek częstował nas jeszcze shotami. W końcu film mi się urwał.
Obudziłam się rano ledwo żywa, no ale nie takie kace w życiu się już przeżyło. Tyle że ten kac był inny, strasznie ciężki... Powoli otworzyłam oko i zobaczyłam sufit, ten sam, pięknie ozdobiony jak wczoraj. Popatrzyłam w prawo- okno, słońce świeci, ptaki śpiewają. Popatrzyłam w lewo... i zobaczyłam wielkie plecy. Pamiętacie jak zobaczyłam plecy Kurka? Niby przesłoniły mi cały świat, ale te... one go przesłaniają dwa razy. Zaczęłam krzyczeć i próbowałam się wydostać, ale byliśmy tak pozawijani kołdrą, że się nie dało
-Matko, jedyna.. Co to się dzieje- mój towarzysz odwrócił się. Zobaczyłam twarz Zbyszka, miała lekko szarawy kolor z nadmiaru alkoholu, pewnie tak samo jak moja, choć ja to mogłam mieć jeszcze rozmazany tusz.
-Co Ty tu robisz?- zapytałam
-O to samo chciałem zapytać Ciebie.-
-Nie wiem, tańczyłam, a reszty nie pamiętam..-
-To tak jak ja...-
-Myślisz, że inni pamiętają ?-
-Biorąc pod uwagę to, że piliśmy z nimi dopiero wieczorem, a oni pili wcześniej, to śmiem wątpić, że ktokolwiek pamięta coś z wczoraj...-
Zrobiłam zamyśloną minę, nagle się przeraziłam i podniosłam kołdrę. Byłam w samej bieliźnie... Z dwojga złego, dobrze że ją miałam.
-Myślisz, że my...-
-Wątpie, że któreś z nas byłoby w stanie- nerwowo zaśmiał się Zbyszek.
-W sumie fakt..- Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że jesteśmy u mnie. Nasze ubrania leżały dookoła, tak jakby coś serio się stało wczoraj.. W całym 'pałacyku' było jeszcze cicho. Leżałam tak chwilę i myślałam co by było gdyby, gdy usłyszałam ciche sapanie. Bartman zasnął. Szturchnęłam go, żeby się obudził, ale to nic nie poskutkowało. Wybudziłam się na tyle, że wydostałam się z łóżka, poszłam do łazienki, nabrałam wody do dwóch kubków, oczywiście lodowatej i udałam się na pokoju. Tam niestety nie zastałam Zbyszka, za to poczułam na plecach coś mokrego. Ten idiota obudziła się jak poszłam i oblał mnie z tyłu butelką z wodą. w odruchu polałam bo jednym kubkiem, chciałam drugim, ale złapał mnie za rękę i nie dopuścił do tego, przepychaliśmy się jeszcze trochę, aż padliśmy na łóżko, a kubek z wodą polał mniej więcej po równo mnie i jego. Biorąc pod uwagę to, że byliśmy w samej bieliźnie, sytuacja wyglądała dwuznacznie.. Śmialiśmy się jak nienormalni, ale zdałam sobie sprawę, że ktoś może nas usłyszeć i zajrzeć do pokoju, a to nie byłoby za dobre. Dlatego zasłoniłam bartmanowe usta dłońmi, ten chąc się wydostać, zaczął mnie lizać po nich.
-hahahaha idiota, nie rób tak- zaczęłam się zwijać ze śmiechu
-No to co mi zakrywasz usta ? -
-Lepiej, żeby nikt nas nie zastał w takiej sytuacji-
Wtedy on lekko uniósł się na łokciach, pomyślał chwilę i wstał.
-No faktycznie.. Dobra to ja lecę do siebie, póki oni śpią, spotkamy się za pół godziny w kuchni ? -
-No dobra, może się wyrobię - pokazałam mu język. On za to szybko ubrał pogniecioną koszulkę i jeansy, resztę zabrał pod pachę i wyszedł.
Leżałam chwilę na mokrym łóżku... eh.. mogłabym tak codziennie..
Jednak nie było co rozmyślać, trzeba iść się umyć. Stanęłam pod prysznicem, włączyłam idealną wodę, umyłam włosy, namydliłam ciało.. Woda tak przyjemnie spływała po moim ciele.. W końcu wyszłam, zmyłam z twarzy resztki wczorajszego dnia i owinięta w ręcznik weszłam do pokoju. Tam zobaczyłam, że kołdra i prześcieradło wisi sobie na balkonie i schnie a koło nich stoi Zbyszek i patrzy na mnie.
-Zamykaj drzwi, każdy mógłby tu wejść.-
-Ja się niczego nie boję.- Podeszłam do niego. - Uwielbiam balkony -
-Dziwna rzecz do uwielbiania- zaśmiał się i obrócił w stronę drzew, łąk i ogólnie pięknego widoku.
-Długo czekasz ? Strasznie fajnie mi się stało pod prysznicem..-
-Chwilę tylko, z ciekawości sprawdziłem czy już poszłaś, ale usłyszałem szum wody, to zostałem.-
-Dzięki za rozwieszenie rzeczy-
-Spoko, przecież też przeze mnie są mokre.- zaśmiał się - No to może się ubierzesz i pójdziemy ? - spojrzał na mnie. No tak, stoję sobie w ręczniku..
-A muszę ? -
-Jak dla mnie to możesz chodzić nawet nago, ale nie wiem jak inni by to odebrali- zaśmiał się i popatrzył w dal. Szybko nałożyłam na siebie bieliznę, krótkie spodenki i luźny t-shirt, włosów nawet nie poczesałam, lekko tylko machnęłam tuszem rzęsy i spryskałam się perfumami.
-Możemy iść - stanęłam w drzwiach łazienki
-Serio jesteś kobietą ? Za szybko się szykujesz - puścił mi oczko
-Poczekaj do soboty, wtedy się pokaże ile na serio zajmuje zrobienie sie na bóstwo.-
-Przekonamy się może nawet szybciej- powiedział tajemniczo- a teraz chodź, na śniadanie, bo już południe.-
-To bardziej obiad może ?-
-Nie, to śniadanie, obiad będzie później, a kolacja to w nocy, bo dzisiaj panieńsko-kawalerski część pierwsza, bo dopiero środa.-
-Będą trzy części?-
-Nie, tylko dwie, w piątek każdy musi dobrze już wyglądać, żeby na sobotę być w idealnym stanie-
-Będą striptizerzy ?-
-Nie wystarczy, że my się rozbierzemy?-
-Hm.. ujdzie..-
-Co ? już ja Ci dam, zbliżył się do mnie, przewiesił przez ramię, zamknął drzwi na klucz, włożył go sobie do kieszeni i poszliśmy na dół. Weszliśmy do kuchni, gdzie panował mały bałagan. Słowo mało to oczywiście ironia, to tak jakby powiedzieć, że Bartman nisko skacze. Odstawił mnie na wysokie barowe krzesło
-Czego sobie Pani życzy ?-
-Hmm może jajecznica z tajemniczym dodatkiem ?-
-Ależ proszę bardzo-
Zabrał się za przygotowanie, ja w tym czasie pozbierałam wszystkie puszki, butelki i opakowania po chipsach do worków. Cześć szklanek wstawiałam do zmywarki, gdy usłyszałam
-Zapraszam do stołu- Odwróciłam się i zobaczyłam mniej więcej to co u siebie, patelnia na środku stołu, dwa widelce i bułeczki.
~~~~
znowu tak długo musiałyście czekać... najgorsze to, że wiem co pisać ale nie chce mi się tego przelewać na ekran.. Ale dokończę to opowiadanie.
przepraszam, wiem że trochę zbyt często powtarzam to słowo. W nagrodę, albo mi się wydaję rozdział jest troche dłuższy :)
Przyjemnego czytania ! :))
Subskrybuj:
Posty (Atom)